O karierze muzycznej Franka Sinatry można przeczytać tysiące książek i jeszcze więcej artykułów. Nic dziwnego – rzadko na świecie pojawia się artysta, który potrafi czarować muzyką i być na topie przez kilkadziesiąt lat oraz rozkochać w sobie kilka pokoleń. Zapewne z tego właśnie powodu jego poczynania aktorskie są zwykle odrobinę pomijane. Mogę się założyć, że wiele osób, którym w głowie coś tam świta, gdy słyszą „Fly my to the moon” czy „New York, New York” nie mają nawet pojęcia, że Frank Sinatra był aktorem. Aktorem naprawdę świetnym. Aktorem utalentowanym, aktorem bezkompromisowym, zawziętym i… oscarowym. Mogę się dłużej trudzić i szukać najbardziej dosadnych określeń, ale powiem tak: Marlon Brando uważał go za swoją konkurencję. Więcej chyba nie trzeba dodawać.
Nowy ideał męskości
Zaczęło się jednak od muzyki. Ciężko stwierdzić czy bez aksamitnego głosu i zdolności tekściarskich w ogóle próbowałby sił w Hollywood. Może pozostałby w New Jersey i zostałby strażakiem lub bokserem jak jego ojciec? Tak naprawdę to jednak samo Hollywood trochę przyciągało go do siebie, kiedy kariera muzyczna zaczęła powoli spowalniać. Zupełnie jak gdyby życie w blichtrze Miasta Aniołów było mu przeznaczone – to tam miał swoich największych przyjaciół, największych wrogów, najważniejsze interesy i swoje serce (to ostatnie rozdrobnione co prawda na wiele aktorek – żon i kochanek – ale zawsze).
Do Kalifornii po raz pierwszy trafił podczas swojej pierwszej trasy koncertowej w połowie lat 30. W zasadzie to nawet nie swojej, a bynajmniej nie solowej. Grał bowiem tym czasie z grupą The Hoboken Four. W 1935 roku wygrali głosowanie słuchaczy muzycznego programu radiowego i udali się w podróż po marzenia o wielkiej sławie. Sława w końcu nadeszła. Ale dopiero, kiedy Sinatra zdecydował się na karierę solową.

Na początku lat 40 wystąpił w Paramount Theatre i doznał szoku. Publika go kochała. A on kochał scenę. Nie trzeba było długo czekać, żeby zapanowała narodowa histeria. Tak, to nie Beatlesi zapoczątkowali fenomen grupies, psychofanek i staników rzucanych pod nogi swoich bóstw. To był Sinatra. Sinatromania opanowała całe Stany Zjednoczone. Straszna choroba, objawiająca się gorączką, płaczem i krzykiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności najczęściej zapadały na nią nastolatki i młode kobiety. Pod względem muzycznym przebił Binga Crosby’ego, pod względem popularności – Rudolpha Valentino. Okoliczności też okazały się dla niego wyjątkowo łaskawe. Trwała II Wojna Światowa, a idolami męskości byli wówczas hollywoodzcy aktorzy John Wayne i Gary Cooper – twardzi, sztywni, wyprani z emocji. Frank Sinatra był inny. Chudy. Szczery. Zbuntowany. Tego potrzebował świat.
Frank Sinatra atakuje Hollywood
Chciał jeszcze więcej. Chciał, by go nie tylko słuchano, ale też oglądano. Nie było jeszcze telewizji, więc droga mogła być tylko jedna – Hollywood. Zadebiutował w filmie muzycznym Noce w Las Vegas w 1941 roku. Nie była to oczywiście żadna dramatyczna rola, a drobny epizod, gdzie robił to, co potrafił najlepiej – śpiewał (I’ll Never Smile Again). Potem, mieszkając już na stałe w Kalifornii, co jakiś czas miał cameo (czyli drobne występy w filmach, podczas których grał samego siebie) w mniej lub bardziej znanych musicalach.
Dopiero w 1943 roku dostał prawdziwą rolę. Higher and Higher od RKO Pictures był filmem opartym na musicalu Broadway’owym. Produkcja pozwoliła Sinatrze dać się zauważyć przez wielkie głowy z MGM. Już dwa lata później Sinatra zagrał w musicalu w Technicolorze Podnieść kotwicę razem z Geenem Kelly. Film był sporym sukcesem. Frank nie tylko nie grał już samego siebie, ale dostał też nominację do Oscara za piosenkę „I Fall In Love Too Easily”:
Kolejne produkcje coraz bardziej utwierdzały publikę i krytyków w przekonaniu, że ten chuderlawy facet o głosie anioła, którego kocha każda amerykańska nastolatka, świetnie nadaje się jako bohater hollywoodzkich romantycznych musicali. W 1946 roku otrzymał nagrodę MGM Louisa B. Mayera, przyznawaną przez czytelników Modern String Magazine. Oficjalnie i bez żadnych wątpliwości Frank Sinatra był najpopularniejszą gwiazdą kina 1946 roku. Sielanka muzyczno-filmowa trwała jeszcze kilka lat. Niestety z tendencją spadkową.
Kryzys w karierze
Przełom lat 40 i 50 nie patrzył na Sinatrę łaskawym okiem. Jak gdyby los śmiał się pod nosem „Frank, nie może być wiecznie doskonale”. Jego ostatnie filmy miały małą frekwencję, a kiedy zażartował sobie w bufecie MGM, że L.B. Mayer złamał sobie biodro, spadając z aktorki Ginny Simms, ten go zwolnił. Zawsze lepsze słabe filmy niż brak filmów. I brak pieniędzy. Płyty też nie sprzedawały się najlepiej (a to było jeszcze przed pojawieniem się jego największego muzycznego konkurenta – Elvisa Presleya). Małżeństwo z Nancy Barbato (w międzyczasie „dorobił się” żony i trójki dzieci) utknęło w martwym punkcie. Z dołka uratowała go kolejna kobieta.

Kiedy po raz pierwszy udało mu się zamienić kilka słów z Avą Garner, wiedział, że to miłość. On miał co prawda jeszcze żonę, a ona była świeżutką rozwódką, ale kto w Hollywood martwiłby się takimi drobiazgami? Do historii przeszła już opowieść o tym, jak pijani rozbijali się cadillakiem po Mulholland Drive i strzelali do znaków drogowych. Nie trzeba było długo czekać, by prasa dowiedziała się o romansie. Sinatra został symbolem niemoralności. W Hollywood zdradzano równie często, co się rozwodzono, ale studia dobrze kryły każdą wpadkę swoich gwiazd. Jego nie miał kto kryć. Mocnej pozycji Avy prasa nie mogła zniszczyć. Żona Franka Sinatry wystąpiła o rozwód.
Wielki artysta czy piesek Avy Gardner?
Awanturnik, zazdrośnik, pijak, niedoszły samobójca. Zakochany do granic możliwości. Związek Franka Sinatry i Avy Gardner był najbardziej burzliwym romansem Hollywood. Romansem, który przerodził się w końcu w równie burzliwe małżeństwo. W kwestii kariery Franka nadal nie działo się za dobrze. Nagrał koszmarną płytę, a Ava go utrzymywała. W 1952 z frustracji roku wdała się w romans z Johnnem Farrowem. Co robił w tym czasie Frank Sinatra? Błagał producentów z Columbia Pictures, by zatrudnili go przy swoim kolejnym projekcie.

Było o co walczyć – Stąd do wieczności na podstawie głośnej powieści Jamesa Jonesa zapowiadało się na spory hit. Studio nie było jednak zainteresowane upadającym piosenkarzem, który, owszem, miał na koncie kilka ról, ale głównie komediowych i romantycznych. Rola szeregowca Maggio wymagała więcej niż śpiewanie i puszczanie oczek do widowni. Pomiędzy schadzkami z Farrowem a zdjęciami do Mogambo (kręconym w Afryce), Ava odbierała coraz bardziej błagalne telefony od męża. Jeśli nie jego talent, to chociaż jej mocna pozycja w branży mogłaby zapewnić mu rolę Maggio. Avie udało się przekonać żonę Harry’ego Cohna (szefa Columbii), by Frank mógł pokazać się na zdjęciach próbnych. Kiedy podczas prób zaimprowizował scenę z oliwkami przy barze, nikt nie miał wątpliwości, że facet miał talent.
Najjaśniejsza gwiazda w Hollywood
Na planie Stąd do wieczności zetknął się z gwiazdami największego kalibru. Montgomery’ego Clifta do końca życia wspominał jako osobę, która nauczyła go o aktorstwie więcej niż ktokolwiek i kiedykolwiek. Odrobienie lekcji przydało się. Film zgarnął 8 Oscarów i dwa Złote Globy. Obie nagrody powędrowały do Sinatry za najlepszą rolę drugoplanową. Kiedy na gali rozdania Oscarów chichocząca Mercedes McCambridge wręczała mu statuetkę, zaskoczony Frank Sinatra zaczął dziękować wszystkim. O Avie nie wspomniał słowa.
Po sukcesie powrócił na ekran na dobre. Zaczął grać czarne, bardziej złożone charaktery. Już rok później wystąpił w głośnym filmie noir Nagle, wcielając się w jednego z gangsterów, planujących zamach na prezydenta USA. Dwie kontrowersje otoczyły film Lewisa Allena – po pierwsze Sinatra już od lat 40 nie ukrywał swoich powiązań z mafią i prawdziwym gangsterskim światkiem. Po drugie, niedługo po premierze filmu miał miejsce prawdziwy zamach na prezydenta. John F. Kennedy otrzymał śmiertelny strzał w głowę od Lee Harveya Oswalda. Mówiło się, że zamachowiec obejrzał Nagle na kilka dni przed tragedią. Film wycofano z dystrybucji (nalegał o to sam Frank).

W 1955 nakręcił pięć dużych tytułów. Jednym z nich był Złotoręki – pierwszy w historii amerykańskiego kina film o uzależnieniu od narkotyków. Nie trzeba chyba dodawać, że film zszokował Amerykę. Ćpało co prawda pół stanu Kalifornia, ale nikt o tym nie mówił głośno. Potem Sinatra wyznał, że nigdy w swoim życiu nie był z niczego tak dumny, jak z rej roli. Dała mu kolejną nominację do Oscara, tym razem za główną rolę męską. Konkurował między innymi z Jamesem Deanem i Spencerem Tracy. Ostatecznie wygrał Ernest Borgnine.
Sinatra kontra Brando
Kolejnym z filmów tego roku był musical Faceci i Laleczki, gdzie Sinatra miał okazję zmierzyć się z wielką sławą Marlona Brando. Głośno mówiło się o kłótniach obu artystów, chociaż zdawało się, że to konfliktowy i sprawiający problemy Brando był głównym źródłem atmosfery na planie. Sinatra nazwał go podobno „najbardziej przecenionym aktorem świata”. Zazdrościł też Marlonowi roli w Na nabrzeżach, za którą ten dostał swojego pierwszego Oscara. Kiedy spotkali się na planie Facetów i laleczek Josepha L. Mankiewicza, wszystko zapowiadało tragedię. Brando obawiał się tego występu (swoją drogą finalnie wyszła z tego całkiem mdława komedia), bo wymagał od niego śpiewania. Wiedział, że Sinatra będzie w tej kwestii niezaprzeczalnie triumfował. Kiedy poprosił Franka o pomoc w nagraniu fragmentów śpiewanych, ten jednak odmówił.

Frank Sinatra jednak nie tylko triumfował jako piosenkarz, ale też jako aktor. Przynajmniej tak jemu samemu się wydawało. Był znakomity w improwizacji i zawsze najlepiej wypadał w pierwszych dublach. Brando odwrotnie – jego aktorska metoda Stanisławskiego polegała na doskonaleniu scen i dużej liczbie powtórzeń. W jednej ze scen monologu Brando, Frank miał jeść sernik. Marlon celowo mylił się pod koniec i po którymś dublu Sinatra wykrzyczał:
Pieprzeni nowojorscy aktorzy! Jak Ci się zdaje – ile sernika mogę zjeść?
Kiedy pewnego razu plan odwiedziła Ava Gardner, Brando zaprosił ją do swojej garderoby. Dzień później kilku karków czekało na niego na parkingu. Podczas krótkiej przejażdżki ich autem zagrozili aktorowi kastracją, jeżeli zbliży się ponownie do Gardner. Nie chciał stracić tego, co miał najcenniejsze. Kiedy zdjęcia się skończyły, obaj panowie odetchnęli z ulgą. Brando przysiągł, że nigdy już nie zagra z Sinatrą. Dotrzymał słowa.
Nie tylko Brando zarzekł się, że nie będzie pracował z Frankiem. Kiedy jeszcze w tym samym roku nagrywał Za wszelką cenę Stanleya Kramera, w czasie zdjęć upił się i zniszczył garderobę reżysera. Kramer po latach omówił Sinatrze wzięcia udziału w castingu do swojego kolejnego filmu Dumy i namiętności. Ostatecznie jednak Frank przekonał go niezaprzeczalnym talentem aktorskim i zagrał.

Frank Sinatra kontra telewizja
Świetnie wiodło mu się zarówno aktorsko, jak i muzycznie. Kontrakt z Capitol Records, niezależną hollywoodzką wytwórnią muzyczną dał mu kolejne świetny płyty, ale i prawdziwą rewolucję. To on wymyślił ideę albumu koncepcyjnego (w całości poświęconego jednemu tematowi i nastrojowi). Razem z innym muzykiem-aktorem Bingiem Crosby wystąpił też w Wyższych Sferach. Publika marzyła o tym, by zobaczyć dwie legendy obok siebie na ekranie i szybko ruszyła do kina. Film zarobił łącznie 13 milionów dolarów i stał się najlepiej zarabiającym filmem 1956 roku.
Rok później miał już swój autorski program w telewizji – The Frank Sinatra Show. Nie był to jednak tak duży sukces, jak poprzedni, radiowy sezon. Od tego czasu sporadycznie pojawiał się w telewizji, między innymi w Welcome Home Elvis, gdzie wystąpił obok znienawidzonego konkurenta – Elvisa Presleya, oczywiście.
Ostatnie hity Sinatry i powrót do muzyki
W 1960 pojawił się kolejny kinowy gigant. Ocean’s 11 opowiadało o grupce przyjaciół z wojska, którzy w sylwestrową noc planują obrabowanie kasyn Las Vegas. W filmie obok Sinatry (wcielającego się w tytułową rolę) pojawili się członkowie aktorskiej grupy Rat Pack (Dean Martin, Sammy Davis Jr. Joey Bishop i Peter Lawford). Frank był w swoim żywiole. Wszyscy znali się tak dobrze, że mogli sobie pozwolić na to, co Sinatra lubił najbardziej – improwizację.

Coraz mniej (i coraz mniejsze) ról w późniejszym okresie utwierdzały Franka w przekonaniu, żeby skupić się w całości na muzyce. Założył własną firmę produkcyjną i powoli dostosowywał do nowych nurtów i popularnych brzmień, której początkowo nie rozumiał. Jego nastoletnie fanki z lat 40 były już dojrzałymi kobietami, ale przecież dla dojrzałych kobiet też musi ktoś grać (tym bardziej że młodzież miała już swojego nowego idola).
Pozwolił sobie jeszcze na odrobinę szaleństwa i małżeństwo z młodszą o 30 lat gwiazdą telewizji Mią Farrow (córką faceta, z którym Gardner miała romans).

Ponoć sama Ava, dowiedziawszy się o nowym związku byłego męża, zadzwoniła do niego, mówiąc:
Zawsze wiedziałam, że skończysz w łóżku z facetem.
Chodziło oczywiście o chłopięcą budowę i fryzurę hippisowskiej aktorki. Ślub był głośny, ale rozwód jeszcze głośniejszy. Tym bardziej że młoda Farrow dowiedziała się o nim na planie Dziecka Rosemary, kiedy to przy całej ekipie dostała do rąk papiery rozwodowe. Jego ostatnie małżeństwo wytrzymało dłużej. Z modelką Barbarą Blakeley związany był od 1976 do 1995. Związek położyła śmierć artysty.
Ostatnim filmem Franka Sinatry był Pierwszy śmiertelny grzech.