Ten październik stał u mnie pod znakiem oglądania klasycznych horrorów. Jest w nich coś wciągającego i niepokojącego. Budują napięcie zupełnie inaczej, niż robiło się to jakoś od lat 70. I okej – wiele ówczesnych filmów z dreszczykiem ciężko się dzisiaj ogląda (głównie z powodu kiepskich efektów specjalnych, czy charakteryzacji), ale wśród tysięcy tytułów jest naprawdę co najmniej 10 horrorowych perełek, które świetnie tworzą klimat grozy. Oto moja subiektywna lista najlepszych starych, klasycznych horrorów do zobaczenia na Halloween i nie tylko.
Pies Baskerville’ów (1939)
To tutaj pierwszy raz Basil Rathbone po raz pierwszy wcielił się w filmową postać Sherlocka Holmesa. Detektyw wraz z towarzyszem Doktorem Watsonem usiłują rozwiązać zagadkę tajemniczych zaginięć członków rodu Baskerville’ów. Według wszelkich plotek podpowiedzią ma być stuletnia legenda o klątwie, która wisi nad majętną rodziną… Pies Baskerville’ów to film z pogranicza horroru i (jak na Sherlocka Holmesa przystało) kryminału. Nie jest dla tych, którzy oczekują, że będą się bardzo bać. Nie ma robiących wrażenie efektów specjalnych. Oddziałuje zupełnie innymi środkami. Całkiem nieźle trzyma w napięciu. I ma przy tym swój ujmujący klimat oraz muzykę starego kina z elementami grozy.
Doktor Jekyll i pan Hyde (1941)
A dokładnie druga z kolei filmowa adaptacja gotyckiej noweli o Doktorze Jekyllu i jego alter ego, opublikowanej w 1886 roku. Tę wersję klasycznego horroru polecam przede wszystkim ze względu na obsadę – na ekranie otrzymujemy bowiem charyzmatycznego Spencera Tracy’ego, słodką Lanę Turner i (tutaj moje największe zaskoczenie) naprawdę elektryzującą Ingrid Bergman, która rok później da popis w Casablance. Film, pomimo że nakręcony niemal 80 lat temu naprawdę nie trąci myszką. I chociaż ówczesne zabiegi, które miały widzów przestraszyć dzisiaj nie działają, to zdecydowanie warto obejrzeć dla samego klimatu. No i Ingrid Bergman, która ze względu na cenzurę, nie gra prostytutki, a barmankę. Widz jednak wie swoje.
Porywacz ciał (1945)
Tutaj jest natomiast „naukowo”. Akcja Porywacza ciał dzieje się w Szkocji na początku XIX wieku. Pewien lekarz i nauczyciel anatomii potrzebuje do pracy prawdziwych ludzkich ciał. Jest więc zmuszony korzystać z usług dorożkarza, który dostarcza mu świeże, ludzie ciała do pracy. Kiedy cmentarzowe „zapasy” przestają być do końca legalne, zaczyna on jednak mordować ludzi. Klasyka horroru, która nie tylko po prostu straszy, ale zahacza też o tematykę moralną. Bo gdzie jest granica pomiędzy moralnością (związaną tutaj akurat z kościołem) a potrzebami nauki? Odrażająco genialna kreacja aktorska ikony kina grozy Borisa Karloffa (znanego z ról Frankensteina), który faktycznie na tę ponad godzinę stał się upiornym dorożkarzem.
The bad seed (1956)
Kilkuletnia psychopatka w filmie z lat pięćdziesiątych? Bardzo proszę. Byłam niesamowicie zaskoczona, gdy pierwszy raz usłyszałam o tym filmie (i o dacie jego produkcji). Sięgnęłam po niego z pewnym dystansem – czytałam, że nakręcony jest w teatralnym stylu, w dodatku czasach, kiedy filmowe rodziny były idealnym społecznym konstruktem. Bałam się, że fabuła zostanie jakoś ugrzeczniona. Wręcz przeciwnie! Produkcja opowiada o właśnie takiej amerykańskiej sielance z przedmieścia. Kiedy jednak ojciec wyjeżdża na kilka tygodni, matka zaczyna podejrzewać swoja uroczą córeczkę o… zabicie kolegi. I naprawdę, z minuty na minutę atmosfera gęstnieje. Ogromny plus za rolę psychopatycznej dziewczynki – Patty McCormack w pełni zasłużyła na nominację do Oscara.
Inwazja porywaczy ciał (1956)
Muszę przyznać, że dawno mnie nie zaskoczył tak żaden stary film. A już na pewno nie jakiś stary, mało znany horror. Akcja dzieje się w małym miasteczku (bo akcja prawdziwego horroru zawsze musi dziać się przecież w małym miasteczku). Pewien lekarz wraz z przyjaciółmi odkrywają, że niektórzy z mieszkańców zaczynają się zachowywać podejrzanie. Kiedy okazuje się, że w ich piwnicy leży manekin, który z godziny na godzinę przeistacza się w jednego z nich… już wiedzą, że coś się dzieje. Inwazja porywaczy ciał to jeden z tych filmów wyreżyserowanych przez Dona Siegela, zanim wziął się za Brudnego Harry’ego, czy Ucieczkę z Alcatraz. Obraz jest mieszanką klasycznego horroru i sci-fi, który był dosyć lubianym w czasach zimnej wojny gatunkiem w Hollywood, a tematyka Inwazji… jest dosyć zgrabną metaforą ówczesnej rzeczywistości.
Dom na przeklętym wzgórzu (1959)
Jeśli szukasz klasyków gatunku z dreszczykiem, bez wahania Dom na przeklętym wzgórzu w wersji z 1959 powinien być pierwszy na Twojej liście. Znakomity w swoim horrorowym fachu Vincent Price jako dosyć niezwykły bogacz zaprasza kilka osób na całkiem specyficzne przyjęcie do gotyckiego domu na wzgórzu. Specyficzne, bo obiecuje, że każda z osób, która przetrwa tam do rana, dostanie od niego 10 tysięcy dolarów. No i wszystko byłoby okej, gdyby nie dziwne dźwięki, tajemnicze śmierci i podejrzane zbiegi okoliczności, które mrożą gościom krew w żyłach. Problem polega jednak na tym, że nie mogą się już z domu wydostać… Całość seansu psuje niezbyt udane zakończenie, ale klimat klasycznego horroru naprawdę wciąga w opowieść od początku do końca.
W kleszczach lęku (1961)
Klasyczny gotycki horror w najlepszym wydaniu. Młoda kobieta podejmuje rolę guwernantki dwójki rodzeństwa, które wychowuje się w ogromnym wiktoriańskim dworku z dala od cywilizacji. Szybko jednak zaczynają nawiedzać ją niepokojące wizje dwóch zjaw, krążące po domu i jego okolicy. W dodatku dzieci wcale nie zachowują się jak dzieci… Świetnie poprowadzona narracja i doskonałe budowanie napięcia. Razem z bohaterką (w tej roli odrobinę przesadzona w swojej grze Deborah Kerr) powoli odkrywamy kolejne elementy niepokojącej układanki. Serio, ja się przy seansie momentami bałam. Tym bardziej że twórcy nie próbują na siłę posuwać się do sztucznego efekciarstwa, a tworzą atmosferę prostymi środkami. No bo któż z nas nie boi się dzieci z horrorów?
Przylądek strachu (1962)
No dobra, trochę tu oszukuję. Przylądek strachu nie jest wcale żadnym horrorem. Dodałam go na tę listę, bo, pomimo że to thriller, to naprawdę mnie przestraszył. Wszystko za sprawą GENIALNEGO w roli gwałciciela i oprycha Roberta Mitchuma. Facet wychodzi z więzienia i postanawia wyrównać rachunki z adwokatem, który jako świadek jego przestępstwa posadził go osiem lat temu za kratki. Chociaż film rozkręca się powoli, to druga połowa solidnie przygwoździła mnie do kanapy. Jeśli ktoś widział remake tego obrazu z Robertem DeNiro, powinien zdecydowanie sięgnąć po oryginał. Klimat naprawdę robi wrażenie.
Nawiedzony dom (1963)
I znów mamy nawiedzony dom, zamkniętych w nim ludzi bez sensu życia i podejrzane wydarzenia, które powodują ciarki na całym ciele. Nawiedzony dom to jednak horror dużo mroczniejszy niż Dom na przeklętym wzgórzu. Nie ma tutaj zabawnych zabiegów, jak postacie wyskakujące zza ekranu lub duchy. Tutaj klimat tworzony jest za pomocą dźwięku i nieokreślonej „czarnej” mocy, która zdaje się wisieć nad bohaterami. Film straszy widza (i bohaterów) bardzo prostymi środkami, które pobudzają wyobraźnię i wzmacniają atmosferę grozy. Jeśli ktoś liczy na krwawą jatkę, to się zawiedzie. Jeśli jednak na klimatyczny klasyk gatunku – spędzi naprawdę przyjemne niecałe dwie godziny.
Kruk (1963)
Kiedy na planie starego horroru spotykają się Vincent Price, Boris Karloff i Peter Lorre (a także nieznany jeszcze, młodziutki Jack Nicholson!) można spodziewać się kina grozy z prawdziwego zdarzenia. W Kruku dostajemy jednak chłodny kubeł wody na głowę. Nie jest to bowiem typowy horror, jakiego niektórzy mogą oczekiwać. To uczta na granicy horroru, komedii i fantasy, przybrana w naprawdę klimatyczną scenografię. Powstały w oparciu o wiersz Edgara Allana Poego obraz opowiada o potyczkach czarnoksiężników i zamienionego w tytułowego kruka doktora Bedlo. Jeden z flagowych tytułów reżysera Rogera Cormana, znanego właśnie z serii produkcji opartych na „wesołej” twórczości Poego.
A Wy, polecacie jakieś inne stare, klimatyczne horrory?