Natasha Nikołajewna Zacharenko. Brzmi znajomo? A Natalie Wood? Dla przeciętnego kinomaniaka powinno coś już to mówić. Jeśli nie ze względu na rolę dziewczyny Jamesa Deana – pierwszego buntownika amerykańskiego kina, to przynajmniej ze względu na powracający czasem w mediach temat jej śmierci. A cała historia śmierci Natalie Wood to do dzisiaj jedna z mroczniejszych zagadek Hollywood.
Natalie Wood – maszynka do robienia pieniędzy
Ale zacznijmy od początku. Natalie Wood była z pochodzenia Rosjanką. W wieku 4 lat została aktorką. W wieku 6 lat przeprowadziła się z rodzicami do Hollywood, by jej kariera nabrała tempa. Czyż nie tak zaczyna się każda historia filmowa biednych, uzdolnionych dzieci, których ego rodziców jest jeszcze większe od talentu dzieciaków? Zadziwię was – ta historia jest dokładnie taka sama.
Matka Wood usłyszała kiedyś przepowiednię, że jej córka zdobędzie sławę i woda przyniesie jej śmierć. Mała Wood miała utonąć. Nie wiadomo było tylko – kiedy. Na kim taka groźba nie zrobiłaby wrażenia? Na matce Natalie zrobiła ogromne. Całe życie zostało podporządkowane przepowiedni. Spragniona kariery matka Natalie pchała ją w tym kierunku, dbając o to, by Natalie otrzymywała kolejne kontrakty jako dziecięca aktorka. Gdy ta była nieposłuszna, straszyła ją, że kiedy tylko ta zostanie sama, coś jej się stanie. Szybko udało się jej podpisać kontrakt z jedną z większych wytwórni filmowych 20th Century Fox.
Mała Natalie zmuszana była do podlizywania się hollywoodzkim szychom, a za niezapamiętywanie tekstów ostro karana. Była na planie non stop, grając w kilku filmach jednocześnie. Jako dziesięciolatka zaczęła cierpieć na hipochondrię. Wytwórnie polecały wtedy swoim wychowankom jedno – pigułki „na wszystko”. Kilkunastoletnia aktorka miała więc na swoim koncie sporo kinowych hitów, ale również chorób psychicznych i uzależnień. Jednym słowem tworzyła się kolejna dziecięca gwiazda obdarta z dzieciństwa. Matka w dodatku długo utrzymywała jej wizerunek małej dziewczynki ubraniami podkreślającymi jej drobną sylwetkę i dziecięcymi fryzurami z kokardą.

Ale na wodę to Ty uważaj!
Strach przed wodą natomiast nie malał. On się pogłębiał. W czasie kręcenia „Zielonej obietnicy”, 10-letnia Wood miała zagrać scenę, w której jej bohaterka przechodziła przez most. Most miał opaść w momencie, kiedy dziewczynka będzie bezpieczna na lądzie. Matce zajęło sporo czasu, by przekonać Natalie, że nic jej nie grozi. Ku zdziwieniu wszystkich, groziło. Most spadł, a Wood razem z nim, skręcając sobie nadgarstek podczas dramatycznych prób wydostania się z wody.
Strach stał się prawdziwa fobią. Jej najbliżsi przyznali, że Natalie bała się nawet myć włosów, a wszystkie jej koszmary nocne dotyczyły utonięcia. Gdy miała 14 lat jej odwaga znowu została poddana próbie. Na planie „The Star” zagrożono jej nawet, że jeżeli nie nagra sceny wyskoku z łodzi, straci swoją rolę. Skoczyła, ale natychmiast wpadła w histerię.
No dobra, a teraz najciekawsza część jej życiorysu. Wiecie jak zginęła Natalie Wood? Oczywiście utonęła. Można by pomyśleć: dobry wróżbita się trafił. No właśnie nie do końca. Chyba.
Trójkąt na jachcie i tajemnicza śmierć
Ona, jej mąż Robert Wagner i aktor Christopher Walken, który w 1981 roku partnerował jej na planie „Burzy mózgów” wybrali się na weekend na jachcie. Dosyć dziwny trójkąt, zważywszy na to, że plotki głosiły, że Wagner był bardzo zazdrosny o rzekomo zakochaną w Walkenie żonę. Wersji wydarzeń było kilka. W każdej z nich dochodziło do kłótni, zarówno pomiędzy samym małżeństwem, jak i Wagnerem i Walkenem. Tym bardziej, że świadkowie zeznali, że Walken flirtował z Wood w czasie wspólnego wypadu.

Jedna z teorii mówi, że podczas jednego z wspólnych wieczorów, ostro zakrapianych alkoholem, Natalie wyszła z pokoju, znudzona samczymi kłótniami mężczyzn o ideę aktorstwa. Kiedy była sama, zdarzył się nieszczęśliwy wypadek i wypadła za burtę. Podobno o pomoc wołała 15 minut. Druga z teorii była taka, że w „wypadek” zamieszany był sam Wagner. Denis Davern, kapitan łodzi zeznał, że para stale się kłóciła, a Wagner po jednej z takich kłótni wrócił, wyglądając „jakby wdał się w bójkę”. Inni świadkowie szybko przyznali, że słyszeli krzyki kobiety, wołającej o pomoc i mężczyznę, który jej odpowiadał. W swojej autobiografii, napisanej wiele lat po śmierci Natalie, Wagner przyznał, że owszem kłócił się, ale jedynie z Walkenem, nie z żoną. Przyznał, że był bardzo zazdrosny o żonę i wykrzyczał mu to w twarz właśnie na jachcie. Kiedy zorientowali się, że Wood nie ma na jachcie (a zauważył to właśnie Davern), Wagner wszystkich uspokoił i zapewnił, że na pewno wzięła łódź ratunkową i wróciła samotnie na brzeg. Zabronił komukolwiek wzywać straż przybrzeżną. Mężczyźni poszli spokojnie (lub mniej) spać. Następnego dnia ponad kilometr od jachtu znaleziono Natalie. A raczej jej ciało. Miała na sobie jedynie szlafrok i kurtkę.
Luki w teorii
Davern od razu zaczął podejrzewać, że to kłótnie z Wagnerem w jakiś sposób spowodowały jej śmierć. Dowodów na zabójstwo jednak nie było. Śmierć uznano za nieszczęśliwy wypadek. Po latach Davern przyznał w jednym z wywiadów dla NBC, że skłamał na prośbę Wagnera: „Podjąłem fatalne decyzje i popełniłem koszmarne błędy. Nie zrobiliśmy nic, nie próbowaliśmy jej szukać. Uznałem, że lepiej będzie, jak nie będziemy za bardzo szukać, nikogo nie powiadomimy o wypadku.” O lukach w teorii o samotnej ucieczce Natalie łodzią ratunkową głośno wypowiadała się jej siostra Lana. Z przekonaniem mówiła w mediach, że jej siostra nie potrafiła pływać i potwornie bała się wody od dziecka, więc odpłynięcie łodzią w środku nocy było zupełnie nie w jej stylu.
Sprawa została otwarta ponownie w 2012 roku na skutek nowych informacji w sprawie. Udowodniono, że Wood jeszcze przed utonięciem doznała znacznych ran i obrażeń na ciele. Jednak Wagnera o nic nie oskarżono. Sam Walken w wywiadach twierdził, że jest przekonany iż był to tylko wypadek.
Tego, co tak naprawdę stało się z Natalie Wood pewnie nie dowiemy się nigdy. Ale mi nasuwa się tutaj jedna rada: uważajcie na złe wróżby. Czasem się spełniają.