W moim życiu są tylko dwie rzeczy, co do których jestem absolutnie pewna, że zrobiłabym je jeszcze raz. Pierwsza to decyzja o zostaniu aktorką, drugą było poślubienie Laurence’a Oliviera – mówiła Vivien Leigh. W rzeczy samej, dzięki tym dwóm zdarzeniom poznał i zakochał się w niej cały świat. Żadna z tych rzeczh nie była jednak z pewnością dziełem przypadku, czy wygraną na loterii. Vivien ze swoim naturalnym uporem, godnym tylko prawdziwej Scarlett O’Hary pewnie byłaby w dzisiejszych czasach świetnym mówcą motywacyjnym. Osiągała każdy cel. Oto historia o tym, jak powinno się iść za marzeniami. Szalona historia początków Vivien Leigh.
Zostanę aktorką!
Mała Vivian Mary Hartley miała niecałe siedem lat, kiedy postanowiła zwierzyć się swojej przyjaciółce Maureen O’Sullivan (w przyszłości matce Mii Farrow) z katolickiej londyńskiej szkoły dla dziewcząt. Chcę zostać aktorką – wyznała, chociaż obie doskonale wiedziały, że to było wówczas trochę dziwne marzenie jak na dziewczynkę, która dorastała pod kloszem niemal klasztornego życia. Żeby tego było mało, przez dwa kolejne lata miała ani razu nie zobaczyć swoich rodziców, którzy pozostawali w tym czasie w Indiach Brytyjskich. Już jako samotny brzdąc z kotkiem na kolanach mogła pochwalić się wielkim doświadczeniem w zawodzie: publicznym recytowaniem rymowanki dla koła teatralnego, w którym działała jej matka.
Od początku była w szkole tą naj. Najładniejsza, najpopularniejsza, najfajniejsza. Jej urokowi nie oparł się żaden przystojny Anglik. Wśród nich był ten jedyny – młodzieniec w czerwonym mundurze, przemierzający konno ulice Londynu. Jest tak piękny, że za niego wyjdę – szepnęła do przyjaciółki. Nieważne, że Lee Holman, trzynaście lat od niej starszy adwokat, był wtedy zaręczony z inną. Ożenił się z Vivien w 1932 roku. Ale jej nie w smak było życie kury domowej, nawet już po urodzeniu dziecka.
Poślubię Laurence’a Oliviera!
Grywała w teatrze, a część ludzi z branży mówiło, że zupełnie nie nadaje się do filmu. Sugerowano jej, by zmieniła nazwisko na April Morn. Ostatecznie przystała w końcu na Vivien Leigh, pożyczając nazwisko od drugiego imienia męża. Pierwszym przełomem w karierze okazała się sztuka Maska cnoty z 1935 roku. Piękna, młoda, promienna Vivien zachwyciła publiczność i krytyków. Czarno-biała prasa drukowała jej zdjęcia, ale plotki głosiły, że oczy Vivien są tak niezwykłe, że trzeba pójść i zobaczyć je na żywo. Rozpływano się nad jej urodą i sceniczną gracją, opisując jako esencję angielskiej młodości. Z widowni rozpływał się też Laurence Olivier – ceniony już wtedy angielski aktor dramatyczny. Wtedy jeszcze nie wiedział, że Vivien równocześnie rozpływała się nad nim. I znów szepnęła koleżankom:
– Poślubię kiedyś tego faceta.
– Ale właściwie to jesteś już mężatką.

On też miał żonę, co więcej – żonę, która właśnie nosiła jego dziecko. Ale Vivien już podjęła decyzję. Laurence w swoich wspomnieniach wyznał, że pewnego razu Vivien znienacka przyszła do jego garderoby z planem pocałowania go w kark. Innym razem wiedząc, że jest na wakacjach z małżonką, wzięła kolegę swojego męża jako przykrywkę i pojechała za nim. W połowie lat 30 w końcu trafili razem na plan – mieli grać parę kochanków w Wyspie w płomieniach. I tak jak Vivien chciała – akcja filmu przeniosła się na rzeczywistość.
Zagram Scarlett O’Harę!
Kiedy udzieliła krótkiego wywiadu do jednej z londyńskich gazet, śmiało palnęła, że planuje zagrać Scarlett O’Harę w ekranizacji Przeminęło z wiatrem. Ciężko było uznać to wyznanie za rzeczywisty cel. Nieważne, jak wielka była miłość Vivien do książki i ile razy przewertowała powieść Mitchell w swoim 24-letnim życiu – występy w teatrze, nieważne jak świetne – nadal dawały marną szansę na rolę w adaptacji klasyka zza oceanu. Tym bardziej dla dziewczyny z angielskim akcentem.
Mówią, że jak bardzo czegoś chcesz, to znajdziesz sposób na to, by to zdobyć. Pierwsza szansa dla Vivien nadarzyła się dzięki kochankowi. Wyjechał akurat do Hollywood kręcić swój pierwszy film w wielkiej Ameryce. Los chciał, że jego agentem okazał się Myron Selznick, rodzony brat Davida Selznicka – producenta, przypadkiem pracującego właśnie nad… Przeminęło z wiatrem. Vivien niewiele myśląc, spakowała się i poleciała błagać Myrona o wsparcie. Ubrana w strój Scarlett O’Hary wtargnęła wraz z Myronem na plan w Culver City, gdzie kręcono właśnie zdjęcia dla scen pożaru Atlanty. Dokładnie tam, gdzie wcześniej RKO nagrywało swojego King Konga. Cześć geniuszu, masz tu swoją Scarlett – powiedział Myron do brata, a ten już wiedział, że faktycznie, miał swoją Scarlett.
Po latach David wyznał, że nigdy nie doznał takiego objawienia po pierwszym spojrzeniu na aktora. I tak, po zaciągnięciu ekipy na południe w poszukiwaniu Scarlett wśród tysięcy południowych kobiet, po tysiącach godzin spędzonych na przesłuchiwaniu aktorek, po odrzuceniu Joan Crawford, Bette Davis, Katherine Hepburn, Lany Turner czy Joan Bennet, wreszcie stała przed nim jego Scarlett. Vivien spodobała się też Margaret Mitchell – autorce powieści. Ta dziewczyna wygląda uroczo – napisała do Selznicka – jest najbardziej irlandzka z wyglądu spośród tych, które do tej pory widziałam. W dodatku ma diabełka w oczach. Ekipa odpowiedzialna za próbne zdjęcia mówiła to samo o jej grze. Inaczej niż wszystkie pozostałe aktorki, Vivien nie grała Scarlett. Ona się stawała Scarlett.
Scarlett O’Hara z brytyjskim akcentem? Nie, dzięki
Szybko okazało się, że dla wymarzonej roli trzeba poświęcić trochę więcej, niż jej się wydawało. Zmuszono ją do zerwania zobowiązań w Anglii (miała grać w filmie Złodziej z Bagdadu), a pod nos podsunięto kontrakt. Dwa kolejne filmy dla samego Selznicka i jeden dla Alexandra Korda co roku aż do 1946. Gaża – 25 tysięcy dolarów za pół roku zdjęć (co było śmieszną kwotą, gdy porównamy ją do wynagrodzenia jej partnera z planu Clarka Gable’a). Wcale nie chciała zostawać w Hollywood tak długo, w dodatku Laurence też raczej gardził filmowym świadkiem Ameryki. Podpisałam to wszystko tylko dlatego, że musiałam, żeby dostać Scarlett – przyznała w 1949. Dostała Scarlett aż za bardzo – czego konsekwencje przyszły później.
Vivien musiała zmierzyć się z czymś jeszcze. Z opinią publiczną. Kiedy Ameryka dowiedziała się, że postać, która była kwintesencją amerykańskości, zagra nieznana, brytyjska aktoreczka – zawrzało. Gdyby to były czasy Internetu, to całkiem możliwe, że pod naporem hejtu by się ugięła. W tamtym czasie hejt widzów kończył się na wysyłaniu wzburzonych listów do redakcji. I tak kolumnistka Los Angeles Times Hedda Hopper, cytując czytelniczkę, napisała: ciężko uwierzyć, że producent, który wykłada miliony dolarów w jeden film, mógłby dokonać tak ogromnego błędu. Pani Leigh żyła w Anglii i oddychała angielskim powietrzem przez całe swoje aktorskie życie. Zaufanie jej w tak ważnej dla Amerykan roli jest idiotyczne i niemal obraża amerykańskich widzów.
Selznick był jednak krok przed nią i przewidział już wcześniej falę krytyki. Z pomocą przyszedł spec od reklamy. Cel – sprawić, że Vivien stanie się dla opinii publicznej idealną Scarlett. Zaczęli więc podkreślać na każdym kroku zarówno jej podobieństwo fizyczne do książkowej wersji, jak i pochodzenie. Czytelnicy fanowskich magazynów dowiedzieli się więc, że rodzice Vivien byli Francuzami i Irlandczykami (tak samo, jak Scarlett O’Hara). Nieważne, czy to była prawda – ważne, że zadziałało. Takie manipulacje nie były swoją drogą w Hollywood niczym nowym.
Gable, Cukor i Selznick, czyli testosteron nie przemija z wiatrem
Selznick, który nie chciał, żeby jakikolwiek skandal wpłynął negatywnie na jego film, zabronił Vivien i Larry’emu mieszkania razem. Laurence udał się więc do Nowego Jorku, gdzie poświęcił się Broadwayowi. Napisał wtedy do matki Vivien: decyzja o rozdzieleniu była trudna, ale wierzę, że to właściwe.
Ale to nie romans głównej gwiazdy zaburzył dobry PR Przeminęło z wiatrem, a wycieki o rzekomym chaosie na planie. Selznick znany w branży z uzależnienia od amfetaminy i papierosów, jechał każdego dnia niemal naćpany. Frustrowało go, że zamiast kręcić w Georgii, gdzie oryginalnie odbywała się akcja, musiał zadowolić się kalifornijskim substytutem. Ciągle zmieniano scenariusz, a sceny, które nagrano, nie miały ciągłości fabularnej. Vivien pracowała codziennie z wyjątkiem niedziel po dwanaście godzin. To trudne, szczególnie że przychodzę i każdego dnia nie wiem, co będę robić – żaliła się czasem dziennikarzom. Clark Gable skarżył się to na kostiumy, to na Vivien, to na samego reżysera Georga Cukora, znanego z poświęcania uwagi kobietom na planie (tak tez było w tym przypadku – całą uwagę skierował na Vivien Leigh i Olivię de Havilland).
Ja jestem gwiazdą! Nie chcę grać drugich skrzypiec dla jakiejś damusi.
– miał rzekomo powiedzieć. Selznick sam zaczął w końcu widzieć Cukora jako koło u wozu. George był perfekcyjny w kinie intymnym, ale nie radził sobie z tak wielką produkcją, jaką było Przeminęło z wiatrem. Po trzech tygodniach pracy zamieniono go na Victora Fleminga, który „przypadkiem” okazał się przyjacielem Gable’a.
Vivien się buntuje
Clark triumfował, Vivien Leigh straciła resztki radości z filmu.

Brakowało jej we Flemingu wrażliwości, jaka cechowała Cukora. Chciał, żeby Scarlett była stereotypową suką, mówił po prostu graj za każdym razem, gdy Vivien przychodziła po radę. Ta wiedziała jednak, że musi przekazać swoją rolą wszystkie pozytywne cechy Scarlett O’Hary.
Ona stawała się coraz twardsza, on coraz bardziej niebezpieczny
– napisał biograf Selznicka David Thomson.
W pewnym momencie podobno powiedział Vivien, żeby przyczepiła sobie ten scenariusz na swój królewski brytyjski tyłek, potem zagroził, że zepchnie swój samochód z klifu. Ta ciągle nosiła ze sobą książkę Mitchell oraz bez wiedzy Fleminga ona i Olivia odbywały co niedzielę sesje u Cukora. Vivien na planie stanowczo broniła swojej pozycji. Jej nieustępliwość znalazła się w filmie. I w samej Scarlett.
Przez ciernie do Laurence’a
Vivien mimo wszystko zachowywała na planie spokój. Olivia de Havilland wspominała o Leigh: Zawsze nienagannie przygotowana. Doskonale znała swoje kwestie i przychodziła na czas. Pracowała dłużej niż ktokolwiek inny z obsady, grając niekiedy w czasie przerwy obiadowej. Wszystko po to, by skrócić harmonogram i dołączyć do Larry’ego w Nowym Jorku.
Kilka razy myślała, że naprawdę oszaleje. Ostrzegła mnie nawet, że kiedyś to zrobi i zacząłem jej wierzyć…
– wspominał Laurence Olivier. Kiedy powiedział jej, że planuje dłużej zostać w Nowym Jorku, przedawkowała tabletki nasenne. Każdej nocy po powrocie z planu wykreślała w kalendarzu kolejny dzień do końca zdjęć. Tego samego dnia, w którym nakręciła ostania scenę w Przeminęło z wiatrem, wyleciała do Nowego Jorku. Miała dość Scarlett O’Hary.
W wywiadach podkreślała, że ona i Scarlett nie mają ze sobą nic wspólnego. W 1940 powiedziała dla Movie Mirror: Scarlett byla fascynującą osobą, ale nigdy nie była dobra. (…) Ale w jednej rzeczy można ją podziwiać – w jej odwadze. Miała jej więcej niż ja kiedykolwiek będę mieć. Przyjaciele Vivien mieli jednak inne zdanie – twierdzili, że były identyczne. Uparta, nieugięta, zakochana i niepatrząca na konsekwencje. Dokładnie tak samo wyglądało życie Vivien Leigh. W pół roku STAŁA się Scarlett. W jedną premierową noc – stała się gwiazdą. Przeminęło z wiatrem pobiło rekord ze sprzedaży biletów (zarobiło 4 miliony dolarów). Ale już wtedy krytycy zastanawiali się, czy Vivien Leigh kiedykolwiek pozbędzie się łatki Scarlett O’Hary.
Oscar wędruje do… Vivien Leigh
W dniu oficjalnej premiery Selznik zadał jej cios. Laurence nie może usiąść na uroczystości obok niej. Chociaż prasa brukowa już nie raz zdążyła przyłapać parę w miłosnych objęciach, to producent wolał zachować ostrożność z ujawnianiem ich związku, dopóki film nie będzie na bezpiecznej drodze do finansowego sukcesu, a on – do dolarów w kieszeni. Zbuntowana Vivien zagroziła, że w takim razie ona również nie pójdzie. Zadziałało. Usiedli razem.
15 grudnia 1939 roku na Peachtree w Atlancie zgromadziło się ponad 300 tysięcy ludzi. Jak pisał New York Times – tłumy były większe niż połączone armie, które walczyły w 1864. Grzmiące owacje na stojąco sygnalizowały jasno – oto narodziła się gwiazda. Krytycy znów się rozpływali. Nawet Hedda Hopper odwołała swoje słowa:
Rzeczywiście, ona nie zagrała Scarlett – ona była Scarlett.
Dwunaste rozdanie Oscarów było wydarzeniem pełnym pierwszych razów. Przeminęło z wiatrem zgarnęło dziesięć statuetek. Hattie McDaniel została pierwszą Afroamerykanką w historii, a Vivien pierwszą Brytyjką w historii, które wygrały nagrodę dla najlepszych aktorek. Vivien pokonała Gretę Garbo i Bette Davis. Jej Scarlett stała się międzynarodowym symbolem determinacji w obliczu wojny i ubóstwa. Miała zaledwie dwadzieścia siedem lat i uśmiechała się z pierwszych stron magazynów już jako najbardziej rozchwytywana aktorka w Hollywood.
Chciałoby się napisać, że kariera i życie prywatne Vivien już do końca pozostało książkowym spełnieniem amerykańskiego snu. Bajki jednak zawsze się kończą, nawet te spod pióra tych najbardziej upartych pisarzy. Nie wiadomo, czy to zaangażowanie w role, czy choroba afektywna dwubiegunowa (której objawy zaczęły się ujawniać niedługo po wielkim sukcesie Przeminęło z wiatrem) i jej nieudolne leczenie doprowadziły Vivien do zagubienia pomiędzy filmową fikcją a rzeczywistością. Ale pomyślę o tym jutro. Dziś lepiej wspomnieć o najlepszych latach legendy kina Vivien Leigh.
Przeminęło z wiatrem na Filmweb
Po codzienną dawkę filmowych smaczków wpadaj na: